Kompas supełkowy – Zapis 715
Sen z 17.03.2024
Byłam na dalekim wschodzie, w jakimś domu niby jako pomoc. Jak wyszła stara Chinka miałam sprzątać, ale za Chiny mi się nie chciało. Szczególnie, że jakiś Mężczyzna przysłał mi film na telefon o takim wspaniałym kolorowym ptaku. Nigdy takiego nie widziałam. Pokazywałam Partnerowi, że chciałabym go zobaczyć na żywo. I wtedy lektor filmu powiedział, że cała ptaszarnia zginęła w ogniu, a z tego to już na stówę jest popiół. Cudownie wyglądał, skrzydła miała ogromne w porównaniu do korpusu ciała i jakoś trochę mi z papugą się kojarzył, ale to pewnie ze względu na kolory. Na filmie cały czas wzbijał się do góry. Jakoś go tak kamerowali, że co moment podlatywał do góry i do góry, na niekończącym się drzewie.
Znalazłam się w Jaśle. Jakiś Mężczyzna dostał nagrodę i wręczał mu to Roman, ale nie wiem jak to było z nim powiązane. Mężczyzna okazał się Kobietą, dodatkowo Kaczmarską. Ktoś dosłownie wysyczał z zawiścią to nazwisko obok mnie. Pisała niby incognito. Było to w gabinecie, całym usianym książkami i starodawnymi meblami. Normalnie, stylizacja na inteligenta. Widok za oknem mi mignął, zdaje się że był tam piękny ogród.
I znalazłam się u podnóża góry. Zamknęłam samochód. Na siedzeniu zostawiła jakieś pasy. Wchodząc minęłam dwóch Mężczyzn i jakoś jedna to ta Kaczmarska. Podbiegł do mnie i chciał mi wyrwać z ręki sznur. …
W lewej ręce trzymałam dwa brązowe sznury. Jeden z trzema węzłami, a drugi miała ich więcej, możliwe że nawet sześć. Kaczmarska chciała mi jeden wyrwać, ale trzymałam je mocno. Powiedziałam, że to mój kompas. I zaczęłam się zastanawiać, jak ja określam kierunek tymi sznurami. Kaczmarska po chwili szarpaniny odpuściła, ale podbiegła w stronę mojego samochodu. Zorientowałam się, że na siedzeniu leżą chyba jeszcze takie dwa sznury które przywiozłam od chińskiej Baby. Miałam nadzieje że nie powybija mi okiem.
Strasznie byłam tą sytuacją zaaferowana. Doszła do nas jakaś rodzina, więc poczułam się bezpieczniej i ruszyłam na górę już się nie oglądając.