My Son is a soldier – Zapis 706
Sen z 22.02.2024
Byłam w domu rodzinnym. Ludzi masa, chyba były jakieś imieniny Matki, bo były ciotki i swatowa. W kuchni obok pieca było takie palenisko. Pierwszy raz coś takiego widziałam. Wyglądało jak długi dół i gliniana nadmurówką.,. Trochę jak piec do pizzy, ale wykonany na ziemi. Włożyli jakieś tam cukierki karmelki, czekolady, coś i kazali mi to podpalić. Miało się to stopić i później chyba robione z tego były takie likworki czy co, bo z lewej była tablica z winami i alkoholami jakie też tam zostały włożone do przetopienia. Likworki miały być składane z dwóch połówek kul, bo coś takiego zobaczyłam przez moment. Jak podpaliłam to z przodu zaczęła się topić jakaś gruba folia, wyrzuciłyśmy to z pieca żeby nie zanieczyścić przetopu i zamknęłyśmy palenisko deską.
Ktoś rzucił hasło że jedziemy na rowery. Chciałam się przebrać. Na jednym z łóżek leżała cała kupa moich ubrań jak po praniu i zaczęłam je przerzucać. Wszystkie ubrania były z mojej szafy na żywo, z domu w którym obecnie mieszkam. I to mnie trochę zastanowiło. Wzięłam taką sukienkę Khaki, odłożyła. No to taką kolorową do ziemi ale że wpadnie mi w szprychy. No to turkusową sukienkę, ale patrzę, a ona ma takie dziury jak od starości. Jak puszcza materiał i zaczyna się rozsypywać. I tak patrzę… i wtedy Matka ją złapała i gdzieś z nią poszła.
Niby znalazłam się u brata w domu, ale ten dom był inny. Dużo większy, ładniejszy i mocniej prześwietlony. Brat zaczął coś do mnie mówić. Nachylił się jakby nade mną, jakby miała ze trzy metry i gadał, ale nie wiem co, bo patrzyłam na niego.
Boże, jaki on miał łeb!!!! Jak te czaszki z Nazca. No chyba z pół metra była wyciągnięta w tył. Twarz niby jego, czarne kręcone włosy, ale momentami te rysy twarzy robiły się bardziej płaskie, a oczy bardziej wyłupiaste. Ale jak mi się zmieniał i jak wpatrywałam się uważniej, to niby widziałam Włodka. Ta czaszka cały czas prześwitywała przez włosy. Może to śmieszne, ale to wyglądało tak jakby coś o długim łbie ubrało maskę z twarzy mojego brata i zwyczajnie ta maska się naciągnęła i przez nią świtało to drugie. Normalnie kabaret.
Mieli jakieś małe dziecko w tym domu. Na żywo już wszystkie są dorosłe. Poszłam za tym Małym w głąb domu i widział ich sypialnię, garderobę i łazienkę przy sypialni. Całą zawaloną bielizną. Wyposażenie było jak w pałacach i to było dziwne. Bo bardzo drogie i z dobrych jakościowo materiałów. Dziwne, że było ich stać. Szczególnie sypialnia, widziałam pięknie łoże jak z żurnala, czy paryskiego wersalu. Wróciłam na główny salon i powiedziałam że teraz mają dwa domki. Bo jeden przecież jest w miejscowości rodzinnej. Bratowa wskazał na ściany że przyciągają bogactwo. Patrzyłam, bo naprawdę ciekawy był to wzór. Dom był wymalowany 4 kolorami. Użyto 3 odcienie zieleni i biały. Zieleń była zgaszona, elegancka i bardziej khaki niż żywa. Od podłogi szły do góry prostokąty właśnie z tej zieleni, tworząc piękną aranżację przestrzenną. Rzeczywiście optycznie to wyglądało nieziemsko. I jak patrzyłam na te ściany, to raczej nie było to jak u nas, bo miałam wrażenia że wszędzie są nakładki styropianowe na ścianach. Popularne zdobnictwo jak w USA, a u nas raczej to rzadkości.
Znalazłam się koło apteki. Miałam odwiedzić koleżankę w szpitalu. Nie chciało mi się iść, więc chciałam złapać okazje, ale stała po lewej. Przeszłam więc na prawą i jak przechodziłam pasami minęłam samochód. Stał przed pasami cały zalodzony jak na Syberii bez kierowcy. Okazji nie było, więc wsiadłam na coś i jechałam w stronę szpitala chodnikiem. Nagle wszystko pokryło się półmetrową warstwą lodową, jak samochód przez pasami. Jakąś para zaczęła za mną iść.
Nagle!! Chłopak Ukrainiec, zaczął mnie szarpać za lewe ramię. Miałam na sobie bluzę militarną, więc musiał zrywać mi naszywki. Powiedziałam mocnym głosem:
-My Son is e soldier.
I nawijam moim koślawy angielskim, że to bluza rumuńska, bo Młody była na Anakondzie i wymienił się po ćwiczeniach na poligonie.
I pytam- Wiesz co to Anakonda- 23. ?
Gość bardzo dobrze mnie zrozumiał, bo momentalnie się cofnął i uciekł do domu z prawej strony. Ta kobieta co z nim była, Polka, też się odsunęła i szła rowem prawą stroną. Pewnie jak straciła wsparcie wolała się trzymać na bezpiecznej odległości. Ja jechałam dalej tym czymś. Nie wiem dlaczego, teraz mam wrażenie że to papaj samoróbka….
Szpitala nie było nadal widać. Już wyjechałam całkiem z tej Kolbuszowej. Autobus z naprzeciwka jechał tak szybko że wylądował w rowie koziołkując. Następne dwa samochody też wypadły z drogi. Ja teraz tym papajem zaczęłam zjeżdżać z górki i w takiej nizinie dopiero zrobiło się kłębowisko ludzi. Wszyscy porozbijali samochody. Tylko że każdy trzymał jakąś część. Nie, że taką rozbitą. Tylko widziałam to jakby samochód równo pokroił, jak nożem i jeden trzymał drzwi, drugi czwartą tylną część, trzeci przednią prawą część. Dziwnie to była jak cholera. Kłębowisko było po lewej. Z naprzeciwka następny już jechał na mnie, ale zatrzymał się przed sitowym mostem. Miałam przed sobą most z sitowiny i gałęzi, po prawej było grzęzawisko, zeszłam z papaja i sprawdziłam czy nim przejadę. Dalej musiałam już iść pieszo.