Ciasto Dyniowe – Zapis 668
Sen z 11.02.2024
Byłam na zakupach z Córką, ale miejsca nie kojarzę. Na pewno sklep była jakby na trzech częściach. Chodziłam z workiem miedzy budynkami i finalnie płaciłam jak w PRL-owskiej restauracji. Kobieta która mnie obsługiwał przypominała mi wiejską Babę Wiesławę, ale to nie musiała być ona. Kupiłam dwa ciasta i zaproponowała mi właśnie dyniowe. Wzięłam na próbę, bo nigdy nie jadałam dyniowego placka. Zresztą fajnie wyglądało jak z ciasno ułożonych okrągłych bułeczek.
Wychodząc z restauracji o mało nie wpadłam w przepaść. Tylko refleks mnie uratował. Na środku schodów była dziura jak otchłań. Córkę odepchnęłam na lewo, a ja zeszłam prawą krawędzią schodów. Najlepsze!!! Raz, nie było tego jak wchodziłyśmy. Dwa, ciołki nie postawiły żadnego oznaczenia, idę o zakład że prawie każdy kto wychodzi ląduję w tej czarnej dziurze, bo nie widać jej od wyjścia.
Znalazłam się w Urzędzie marszałkowskim. Gdzieś miałam jechać z szeregową urzędniczką, ale ona nie czuła się jakby na siłach. Jakby zadanie ją znacząco przerastało. Zapytałam więc jej przełożonej czy mnie przejmie, miłej kobiety po 30, jasne kręcone włosy, chyba nawet w okularach. Kobieta jednak stwierdziła że nie ma potrzeby, zresztą to dla szeregowca był jakiś sprawdzian z podstawą do awansu.
Patrzyłam na tych znudzonych urzędników, jak grzebali coś w komputerach. Na ścianie po lewej był wielki monitor. Pojawiały się na nim liczby jak na panelu przylotów i odlotów. Przez chwile myślałam że to ja coś tam wcisnęłam, ale to chyba generowali urzędnicy. Widział 7, 17, 7.
Po lewej też była jakaś część zamknięta dla urzędników, dwie sprzątaczki tam wlazły bez pardonu. Najbliżej mnie siedział kobieta w mundurku jak Linii lotniczych, ładna blondynka. Nawet pomyślałam, że szkoda, że nie ma telefonu, bo tak smętnie patrzyła jakby nuda odbierałam jej życie.