Jadwiga – Zapis 649

Sen z  30.12.2023

 

Byłam w miejscowości rodzinnej. Szłam od strony kościoła. Jak byłam przed Serafinami z sadu po lewej wyszła Grażyna. Niosła cały koszyczek gruszek. Ucieszyłam się, zapytałam co słychać i poczęstowałam się, chociaż nie wiem, czy nie miałam też swoich.

Znalazłam sie w mojej drugiej pracy. Była jakaś ewakuacja i zwołali Ludzi z całego obiektu do wyjścia. Wypuszczali wszystkich po kolei i sprawdzali czy nikt nie wynosi jakiegoś alkoholu nielegalnie. Chciałam zobaczyć ile jest jeszcze osób i wzięłam ochroniarza żeby poszedł ze mną na antresolę. Szczególnie, że teraz była już jakby na drugim poziomie, bo wczesnej też wchodziłam tylko z innym na balkony.

Podeszliśmy do ukrytych drzwi w ścianie i Gość je otworzył. Weszłam do nich tyłem. Znalazłam się w strasznie ciasnym przedsionku i pod takim wejściem na schody jak szpara. Mówię do niego że nie wejdę. A on że Oni tam wchodzą i się mieszczą. Sceptyczna byłam, chociaż Ochroniarz był wyższy ode mnie sporo. W sumie mogłabym wejść, ale mogłam już nie wyjść. Mam lekką klaustrofobie i mogłoby mnie przyblokować. Z tego względu, że tu było jak w czarnej dziurze, a schody za szparą oślepiająco białe jak wapnowane.

Poszłam więc w klitce na lewo. Wyszłam u jakiejś kobiety w takim starym drewnianym dworku. Powiedziała, że mnie gdzieś zaprowadzi i wyszłam za nią jak na taras. Na zewnątrz była taka mała rzeczka, ale na wierzchu zamarznięta. Zaczęłyśmy nią iść. Tak sprytnie żeby nie wpaść, bo lód był miejscami kruchy, a potok rwący. Doszłyśmy do takiego rozlewiska. Ona zaczęła brodzić w tej wodzie z lodem i zachwycać się jak cudownie i jak pobudza jej to krążenie. Ja tak średnio miałam ochotę na morowanie, bo jestem zmarzluch.

Na skraju rosła jakaś roślina, rozłożysta. Kwitła chociaż wiem że jest grudzień i wszędzie był śnieg. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam ją fotografować. Miałam fioletowe kwiaty jak moja ogrodowa Jadwida. Roślina wyglądała jak stepowa, albo z tundry. Bo krzewinka nawet nie wykształciła liści, tylko darń jak porosty. Piękna była, szczególnie że zmieniała morfologie, raz miała płatki jak jak Jadwigę, raz jak dzwonek. Szczęściem było się tu znaleźć, bo kwiatów było tylko dwa na wystającej skarpie. Resztę pokrywała woda z lodem, dalej zaś rosły jakieś iglaste jak sosny.

Wróciłyśmy do domu już moją córką. Nie wiem skąd ona tam sie nagle wzięła. Znowu szłam tym potokiem, teraz z córką, ale było już łatwiej, bo szłam po swoich śladach.