Koniec telefonu – Zapis 628

Sen z 10.11.2023

 

Powódź u mnie była w obecnym domu. Wyjrzałam prze okno i zobaczyłam że cały ogród jest już pod wodą. Krzyknęłam do Partnera, że woda jest pewnie już w salonie. Jak  weszłam do niego to struga już szła od przeszklonych drzwi. Poszłam p ręczniki i zaczęłam ją zbierać. Identycznie jak na żywo w marcu 2020 roku, w dniu mojego wylotu do USA. Wtedy zalał salon rzęsisty deszcz.

W kuchni też była woda, tam zbierała moja Córka. Telefon zaczął mi sie rozkładać. Ciężko już było na nim cokolwiek sprawdzić. Okazało się, że lecimy do USA, ale przez Kanadę. Powiedział że jakieś pieniądze mam na koncie, chyba na bilet. Ja nie mogłam sprawdzić, bo telefon już ledwo zipał. On dalej ciągnął, ze jego Brat przyjedzie z Kanady i wrócimy już z nim. Mieli coś przerabiać i piklować. Pytam na ile? Odpowiedział, że na trzy dni. Wyglądało, że tyle będę mieć go w domu przed wyjazdem.

Znalazłam się w miejscowości rodzinnej. Na żywo tam jest las, ale w 80′ i  teraz było uprawne. Partner coś tam rozkopywał, a ja siedziałam na ławeczce. I w końcu ten mój telefon rozłożył sie na trzy części . Szyna, procesor i obudowa. Chciałam od razu wyciągnąć kartę sim i pamięci, ale zaczął mnie parzyć. Normanie jakby przygotowywał sie do wybuchu co najmniej. Odłożyłam go żeby ostygł i poszłam do Partnera powiedzieć co się stało. Powiedział, że przecież masz nowy. No mam, ale bez pokrowca i szkoda mi go używać. Ale wiedziałam, że muszę w końcu kupić mu ubranie, bo teraz już nie miałam wyjścia.

Siedziałam i zaczęłam przeglądać mój dziennik. Przekładałam kartki i czytał jakiś zapis. Wtedy nie, ale teraz przy wpisie się dziwie. Dziennik snów prowadziłam w papierze, tylko że nie miał pisma ręcznego ale był w formie druku. We śnie dziwiło mnie tylko, co taki długi ten sen wpisałam, bo miał kilka kartek, ale nie chciało mi sie go czytać jeszcze raz.

Pojechaliśmy na wycieczkę do jakiegoś zamku z moją rodziną. Bratem, bratowa i bratanicą. Pierwszą część  zwiedzaliśmy za jakieś psie pieniądze, ale druga część była dużo droższa. Tam też zostawiliśmy auto. Chociaż kasjer kręcił nosem. Nie miałam butów jako jedyna. Poprosiłam Bratanice żeby mi przyniosła.

Z drogiego kompleksu wynieśliśmy jakąś obręcz do jeżdżenia. Grawitacyjną, podobną do wynalazku. Mała była, góra do kolan i z taką częścią do zmiany prędkości. Tak jakby była pierwowzorem wszystkich podobnych urządzeń, które można tu spotkać, czy na żywo, czy w filmach. Z tym wyjątkiem, że tam to było proste. A tu pełne udziwnień. Wywaliłam się na tym ze dwa razy, ale podglądnęłam dziecko jak trzeba pracować ciałem i stwierdziłam że też nauczę się na tym jeździć.