Spalona – Zapis 581
Sen z 10.08.2023
Spaliłam się.
Z nocowaniem nie było problemu, ale z myciem tak. Gołębiowscy zrobili dla mnie taki prysznic polowy. Wchodziłam tam od czasu do czasu. Miałam chyba lekkie zasłonki przy ścianie, a słuchawka prysznicowa wychodziła z ich okna. Na parapecie miałam poustawiane swoje przybory i kosmetyki. Nawet wygodne to było, bo przychodziłam na ten prysznic kilka razy. Niestety za którymś razem, przewód był jakiś krótki, pociągnęłam mocno, ale nic to nie dało. Gołąb wystawił głowę z okna i powiedział że Barbara już nie pozwala na te moje prysznice, bo podobno już mam się gdzie umyć u siebie.
Wskazał że mogę to też zrobić przy czerwonym hydrancie który stał na skrzyżowaniu polnych dróg.
Pomyślałam – tak na widoku.???
Zaczęłam zbierać moje przybory. Zaraz za oknem był stół, za nim Gołąb z dwójką dzieci. Barbara miała tam położone takie kwadratowe i prostokątne ramki z biżuterią. Przysięgam że wyglądało to jak wota kościelne. Ta biżuteria którą obwiesza się matkę boską w kościołach. Po kolei brałam to do ręki i oglądałam, ale to chyba było sztuczne. Tak to tandetnie wyglądało i bez blasku. Gołąb mi się przyglądał więc nie sprawdzałam prób.
Jak zabrałam swoje rzeczy to poszłam na to skrzyżowanie. Nawet nie wiem czy się ochlapałam, bo zaczęłam wchodzić pod górę. Cała dwupasmowa jezdnia do Rzeszowa była rozkopana. Roboty mieli niby skończyć zanim zacznie się rok szkolny.
Znalazłam się w odwrotnym kierunku i zacząłem wchodzić w wąwóz ku rzece. Chyba zachciało mi się sikać, bo pomyślałam, że tam są wszędzie zarośla to skorzystam. Ale nie było. Jak znalazłam się w wąwozie widziałam krajobraz zimowo-jesienny, same uschłe badyle.
Do rzeki nie było drogi tylko ostry spad podzielony na dwie części jednym stopniem. Boże, jakie to było strome. Zatrzymałam się w ostatnim momencie, bo nie było żadnego mostu. Woda płynęła w lewo, była prawie czarna jak po roztopach na wiosnę i rzeka za szeroka, by przejść wpław….. Odwróciłam się i zaczęłam się wspinać po tej drodze. Były tylko takie pręty poprzeczne, ale liche. Skupiałam się, by wspinać się delikatnie i tak układać ciężar ciała by go minimalizować. Napięcie mięśniowe miałam jak skała i wspinałam się praktycznie ciałem. Pręty były raczej jak psychiczny komfort. Mówiły że w razie czego nie spadnę.
Na stopniu było najtrudniej, bo nagle tak jakbym znalazła się jakby w rękawie. Te poziome pręty też nie były już takie stabilne. Nie mogłam pokonać tego stopnia. Zaczynałam się martwić, że spadnę jak kamień do tej czarnej rzeki. Ale zmobilizowałam się do większego wysiłku. Zaczęłam balansować biodrami i wprowadzać górną część ciała powyżej stopnia. Raz w lewo, raz w prawo. Wreszcie poczułam że mam większy ciężar ciała na górze, więc przerzuciłam kolano powyżej stopnia i wciągnęłam się już na ramionach. Napięcie puściło i odezwało się poczucie humoru… pomyślałam że się rodzę. Naprawdę miałam wrażenie, że jakaś materiałowa rura mnie trzymała.
Zobaczyłam swój telefon. Wrzuciłam jakieś zdjęcie na moje social media. Różowo-czerwone, reszta mi się zamazała. Podpisałam je „jestem czysta” Od razu polubiło to parę osób w tym Andrzej. Dał serduszko.