Złota pieczęć – Zapis 472

Sen z 01.12.2022

 

Ściągnięto ze mnie pieczęć. Była kolista. Oznaczona była symbolem 79, więc od razu skojarzyłam z symbolem złota i moim rokiem urodzenia. Od razu dobrze się się jakoś poczułam, wolna, nie wiem po co w ogóle byłam pieczętowana.

Serafinka miała wesele, poszłam tam do nich żeby zrobić jej zdjęcia próbne. Tylko, że wychodziła za kobietę, bo już robiły sobie jakieś próby z drona. Wiem, Bo jak podeszłam, to słyszałam straszne buczenie nad głową i zobaczyłam gruby przewód unoszący się w powietrzu, wiec musiał to być dron.

Miałam też robić jej fryzurę i makijaż, ale w końcu nic z tego nie wyszło. W domu miały wszystko w remoncie, chciałam skorzystać z łazienki, a tam był sam tynk. Napić się wody z kranu. Ale jak go dotknęłam to chyba zepsułam i zaczęło już cały czas cieć. W kuchni były dwa wielkie łózka z jakimiś dziećmi i kobietami. Też czekały na to wesele.

Wyszłam na pole zrobić im te zdjęcia na próbę. Chciałam złapać blask światła w ich oczach, ale było ciemno. Po chwili niby było jakieś światło, ale akurat nie takie o jakim marzyłam. Ustawiłam je przy jakimś krzaku z przodu i wyszła masa ludzi. One zaczęły z nimi rozmawiać, a Ja się wymiksowałam.  Weszłam do domu Serafinek, zabrałam swój telefon, bo leżał z jakimiś dwoma w rządku i wychodzę. Teraz nie było schodów wyjściowych.

Pomyślałam: Jutro wesele, a te będą skakać jak pelikany.

 Wyciągnęłam na siłę jakoś stopień, bo chyba to było złożone jak szuflady komody i jakoś zeszłam.

Stwierdziłam, że jadę do domu rodzinnego (mieszkam tylko pięć domów dalej). I w sumie to mam w dupie to całe wesele. Nie widziałam o której jest nawet dokładnie, ale stwierdziłam że będziemy patrzeć przez okno i najwyżej się spóźnimy minutkę. Wsiadłam na rower, jakiś dziwny i jadę. Miedzy mną a Serafinami mieści się biblioteka.

Patrzę!!!  Biblioteka jest jakaś futurystyczna. Miała prawie całą ścianę przeszkloną i barwioną na krawędziach na zielono. No to wchodzę do środka.

Pierwsze pomieszczenie było dla odwiedzających, za szybą, jak na poczcie, siedział bibliotekarz z pomocnikiem.

Przy ladzie z mojej strony, po lewej stała jakaś kobieta, a po prawej mężczyzna. Bibliotekarz mierzył jej temperaturę w lewym uchu, tylko że reagował z obrzydzeniem na tą czynność. I nawet jak wyciągnął termometr z ucha to powąchał i dopiero wtedy się skrzywił !. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, nawet ta kobieta. Fajnie było, ale stwierdziłam że nie mam czasu i wepchałam się pod samo okienko i pytam.

– Czy jest religioznawstwo?

Gość chyba niedosłyszał, więc powtórzyłam. Pomocnik poszedł między regały i wrócił mówiąc.

– Cztery.

Zadowoliło mnie to. Wyszłam i pojechałam do domu. Planowałam, że nawet nie muszę tego wypożyczać, bo taką ilość to przeczytam sobie na sofie która stała w ich czytelni. Weszłam do domu, mojego obecnego domu w którym mieszam. W korytarzu zaraz za drzwiami stał Piętek, mój rudy kotek. Wzięłam go na ręce i zaczęłam głaskać i mówię do Partnera, że Piętuś jest w domu. A ten nie reagował i to było dziwne, bo nie pozwala na trzymanie kotów w domu na żywo. Chyba zaczynaliśmy szykować się do tego wesela.