Wiadro Wody – Zapis 417

Sen z 13.07.2022

 

Ciężko mi nazwać miejsce gdzie byłam. Słonecznie było, bo światło było piękne i mogłabym to nazwać zabudowy jednorodzinne, ale trochę było jakiegoś muru, to znowu jakiegoś tarasu, czy pisaku.

Ustalałam jakąś degustacje, ale mailowo, bo przy negocjacjach miałam jasnoniebieski interfejs poczty na Onecie. Ciężko się było dogadać, bo rozmawiałam z pośrednikiem, a On dopiero z szefem i długo to trwało. Moja Matka miałam jakaś wielką kwadratową torebkę. Czerwoną z żółtymi chyba napisami, bo podobne było to do „Winiary”. Zwróciłam na nią uwagę, bo nigdy u niej takiej nie widziałam.

Pod takim zadaszeniem jak wielki ganek stał wielki BOKS. A w nim mnóstwo pudełek z butami. Wszystkie były czerwone. Wyciągnęłam jakieś conversy, ale nazwa była inna, przymierzyłam i były ok. Na nodze zrobiły się takie trochę „zimowe” otuliły szczelnie kostkę.

Ktoś z tyłu powiedziała, że wszystkie są w moim numerze. No to zaczęłam mierzyć. Na początku na chybił trafił. W jednym pudełku były aż dwie pary. Klapki z diamentową klamrą na takim dziwnym obcasiku i jakieś inne. Ubrałam te z klamrą, miał rozmiar 3, ale pasował.

Były też torebki i wyciągnęłam kapelusz. Ten od razu przymierzyłam i poszłam się w nim przejść.

Najważniejsze, idealnie trzymał się głowy, bo nagle zaczął wiać mocny wiatr. Nawet pomyślałam, że te co mam w domu to badziew, bo ten siedzi na głowie i nie trzeba go podtrzymywać. Był biały w niebieskie paski i przetykany srebrną nitką. Cudownie lśnił w słońcu. Po lewej na połcie czy murze były lustra, przejrzałam się w tym kapeluszu. Wyglądałam jak Gwiazda filmowa. Włosy miałam proste i ładnie ułożone tak jak kapelusz asymetryczne. Profil był ładnie wyeksponowany, włosy cały czas w przepływie wiatru. Cudownie wyglądłam.

Wróciłam do boksa, zapytałam Matki chyba skąd to jest. Powiedziałam, że mój kuzyn Tomasz wyjeżdża do Ameryki i oddaje tą kolekcję. Tak dużo tego było, że stwierdziłam że zacznę to przeglądać na spokojnie od lewej.

Weszłam na taki taras jakby, po prawej, i uzgadniałam coś z Partnerem, obok mnie była Córka, Partner coś tam robił. Nagle przeleciał obok mnie i Córki kamień. Przyleciał z lewej. Za chwilę drugi, ten już prawie nas trafił, potem trzeci i następny.

Patrzę ! a tam taki gówniarz syn sąsiada, siedzi w jakimś murze i strzela do nas z procy. Mówię do Partnera, że tak nie będzie i tam idę ich opitolić, bo kamienie były dosyć spore.

Weszłam tak jakby na tą ich posesje i z gębą do Marka, Ojca tego wyrostka. A ten się odwrócił, złapał jakieś wiadro czy pojemnik i wylała na mnie całą zawartość. Wody było tyle i uderzyła mnie z takim impetem, że o mało się nie utopiłam. Przyszedł Partner. Powiedziałam, że tego tak tego nie zostawię i zadzwonię na policję i zaczęłam grzebać w telefonie, bo mam jakiegoś znajomego zapisanego.

Ale w końcu nie zadzwoniłam, bo Partner mnie stamtąd zabrał. I znowu zobaczyłam interfejs tej poczty ma Onecie. Bo Szef się zgodził na tą degustację, tylko że życzyła sobie pomieszczenie klimatyzowane i chyba trzy stoły. W każdym razie dużo, bo pomyślałam że brakuje mi kelnerów do obsługi i muszę szukać.