Lambo jak B-2 Spirit i blondyn z tatuażem na szyi – Zapis 75
Sen z 22.04.2020
Byłam w pracy, kontrahent, u którego miałam zaległą do wykonania usługę z mojej działalności, naprawiał mi komputer w firmie, gdzie pracuje na etacie.
Krępujące to było dla mnie, że mam dług, on też nie był z tego powodu dla mnie miły, bo na końcu jak trzeba było coś uzupełnić, przenieść dane na papier i nie wiedziałam, jak, to kpiąco mówił, „taki ze mnie informatyk, a nie wiem jak to zrobić?” Chciałam się tłumaczyć, że ja tego nie robię zazwyczaj, a informatykę to miałam w LO dwadzieścia lat temu, ale i tak domyślałam się, że te docinki to za tą nie wykonaną usługę, więc nie dyskutowałam. Później znalazłam się na zewnątrz. Ktoś przyprowadził piękny samochód do naprawy, ale co to było za auto, o ho ho 😉 Skrzyżowanie lamborghini z myśliwcem B-2 Spirit, ścigacz, tak niski, że leżało się w nim jak w łóżku, prostokątny, czarny, jeszcze kładłam się na nim i pokazywałam, że tak trzeba leżeć, żeby nim jeździć, właściciel był z Francji. Weszłam na niego z koleżanką i blacha się uginała. Jak już oglądnęłyśmy go z każdej strony, to idziemy dalej. Znalazłam się w kościele, ale był pusty, zobaczyłam jak syn szefa wchodzi do środka, miał zieloną puszkę piwa Lech w ręce, w przedsionku po prawej był wieszak na puszki, dołożył swoją i były trzy, tylko że swoją zgniótł z takim hukiem, że aż się odwróciłam. Jak wyszłam z kościoła, to zobaczyłam jak szef plewi jakieś rabaty z psami, pod zamkowym murem, pomachaliśmy sobie. Wtedy jego pies przybiegł do mnie. Jak go dotknęłam, to położył się na plecach, żeby drapać mu brzuch, przypomniałam sobie to, co Paweł mówił, że jak pies się tak odkrywa, to bezgranicznie ufa i jest twój.(To akurat fakt, Paweł tak do mnie powiedział w lutym tego roku). Pobawiłam się z pieskiem chwilę.
Chciałam wyjść za bramkę, bo cała posesja była ogrodzona, ale za bramką była Lucyna ze swoimi dzieci i co chciałam wyjść, to się ze mną szarpali, zmieniali się w czarno-białe koty. Zaczynało mnie to wkurzać, bo co uchyliłam bramkę, to mi któreś wskakiwało, musiałam je łapać i wyrzucać na drugą stronę, tak jakby w tym miejscu nie mogły być, jakby ich miejsce było po tamtej stronie. Patrzyłam przez ogrodzenie na drugą stronę, był tam lasek, w nim stało zepsute, zarośnięte auto i chodziła tam Lucyna, akurat w kociej wersji, piękną była jako kotka, miała ładne ubarwienie i ogon fantastyczne nastroszony, tak jak kot, kiedy jest zły, aż się chciało podejść i i złapać za ten ogon.
Zobaczyłam jakiegoś wysokiego blondyna, obok siebie, szczupły, przyjemna twarz, miał tatuaż na szyi, po lewej stronie, pionowy, od linii szczęki, prawie do obojczyka, symbole czy gify. Jakby na łańcuszku, czyli symbol, pionowa kreseczka, symbol, pionowa kreseczka, sekwencja symboli. Tatuaż kończyło czerwone serduszko, to zapamiętałem, bo reszta była czarna i mi umknęła, nie pamiętam, ile miał tych symboli