Zatęchłe zdjęcia. Metaliczna magenta – Zapis 96

Sen z 26.05.2020

Byłam przez chwilę w moim starym liceum, spotkałam na korytarzu swoją byłą nauczycielkę, taką, która dołożyła starań, by nie zapomnieć tam pobytu, w negatywnym sensie. Nie rozpoznała mnie, łaziła za mną i coś mówiła, bo pewnie myślała, że jestem kimś innym. Żałosne to było, bo dla mnie te wspomnienia były żywe, a ona nie miała pojęcia, że to ja.

Byłam niedaleko mojego domu rodzinnego, w lesie po obu stronach drogi stały otwarte szafy i regały i ja coś tam szukałam. Nawet do końca nie wiem czego, ale później, niby że fakturę czy duplikat. Na półce było pudełko kwadratowych czekoladek w kolorowych opakowaniach, podobne do takich niemieckich, przejrzałam wszystkie i wybrałam trzy, zjadłam od razu, chociaż mnie tknęło, że przecież nie jem czekolady.

Ktoś szukał ze mną i mówi że nie ma. Ja mówię, szukaj, musi być!  i szukam cały czas, nieprzerwanie. Znalazłam wreszcie jakąś starą teczkę z numerem faktury na okładce i mówię, że dokument był na pewno wystawiany i „oni” muszą go mieć. Otwieram tę teczkę, a tam stare, posklejane, zatęchłe zdjęcia i kartki zapisane moim pismem, pismo, które pamiętam z szkoły średniej. To było jakieś opowiadanie albo cześć książki, a zdjęcia to jakiś wyjazd, mój partner i moja córka, dwuletnia może. Byli w USA sami, patrzyłam zdziwiona, bo nie pamiętałam tego. Przypomniało mi się w tym momencie, że wchodziłam do jakiegoś domu w USA , ale nie mogłam uszeregować tego wspomnienia, bo mi lata wskoczyły po czterdziestce dwudziestego wieku czy jakieś i rozsypała mi się ścieżka snu całkowicie, obudziłam się.

 

Sen z 27.05.2020

Jechałam rowerem, coś mnie uderzyło z lewej strony w okolice głowy i tułowia. Było szybkie i koloru metalicznej magenty. Kolor, w którym mienił się ten mój ptak i prześwitywał przez SZARE.
Nic więcej nie pamiętam.