Ja sześcionoga i rów melioracyjny – Zapis 269

Sen z 20.08.2021

 

Byłam w ogromnym lesie w środku jakiejś potężnej budowli, ale takiej monumentalnej. tylko że później mignęło mi wyjście do klubu, więc było w mojej rodzinnej miejscowości.

Nie pamiętam co tam robiłam, ale w pamięci utkwiło mi to jak jak jestem ubrana bo znowu miałam mocno różową sukienkę. Ta „fuksja” aż biła oo oczach, do tego turkusową chyba kurtkę i w rękach trzymałam 3 pary pary butów. Buty też były turkusowe, dwie pary tenisówek i jedne takie bardziej jak sportowe. Migały cały czas w tych dwóch kolorach, a ja uważałam że to świetne połączenie kolorystyczne ten mój strój.

Trzymałam te buty w ręce żeby gdzieś je schować, bo zdjęłam je z nóg i wtedy do mnie dotarło że mam ich sześć 😉  Ale jakoś większego wrażenia na mnie to nie zrobiło. Tylko trochę zdziwiło.

 

Sen drugi

Pojechałam do Kolbuszowej, bo Artur miał dać papiery po leczeniu mojej córki. Przyjechałam za wcześnie, miałam być na 14, a byłam już po 13, ustawiłam obok tej budki i czekam. W budce była moja koleżanka Marzena, jakiś czas temu przestałyśmy rozmawiać i znajomość umarła. Czekam i myślę: Przecież może mnie zawołać i pogadać jak dawniej, ale ona tylko mi się przygląda.

Patrze na zegarek jest 14:15, no to idę. Otwieram drzwi i mówię dzień dobry, ktoś mi odpowiedziała skrzekliwym tonem, ale to jakaś koleżanka Marzeny. Ona nadal nic a nic, nie zagaduje, nie pyta co słychać. Powiedziałam że po te papiery jestem, więc dała mi plik i zamknęłam drzwi, bo nawet nie weszłam do tego kiosku. Z bloku na przeciwko wyszła koleżanka z którą teraz pracuje w mojej drugiej pracy, zapytałam czy będzie dziś na zmianie, powiedziała że tak , ucieszyłam się nawet.

W rękach miałam woreczek z jabłkami, drugi z brzoskwiniami, te papiery i coś tam jeszcze.

Mój czarny samochód zaparkowałam dosyć daleko, ale stwierdziłam że zrobię skrót przez łąkę, Zaczęłam biec po samej granicy łąki obok takiego ogrodzenia, miałam go po prawej. Popatrzyłam w dół i zobaczyłam że mam niebieskie spodenki i czarną koszulkę na sobie.

Biegłam niesamowicie szybko i nie miałam odczucia że biegnę, bo widziałam pęd uciekającej przestrzeni, ale to dawało wrażenie żyroskopu i myślałam „jak ja to biegnę, że to ciało jest takie stabilne ??? uważałam tylko żeby tymi woreczkami nie wywijać, bo nie chciałam uszkodzić owoców.

Przede mną był rów, za rowem dopiero samochód, wskoczyłam do niego. Okazał się głęboki na 2 metry, Miał strome skarpy z żółtego piasku, jeszcze tak zaokrąglone że nie było jak się wdrapać i na samym dnie tylko płynąca woda, (rów wyglądał jak odwrócona litera Ω) przeskoczyłam wodę, ale gibnęłam się do tyłu i pieprznęłam w tą wodę.

Myślałem że mnie cholera weźmie!!! , dwa razy krzyknęłam głośno „Kurwa Mać”!!!

Teraz miałam obcisłe niebieskie spodnie na sobie, po drugiej stronie strumyku na piasku leżała niebieska zapalniczka i chyba zapałki, wypadły mi przy upadku. Pomyślałam: cygary zamokły, ale i tak nie pale to nie będę się przejmować. Pozbierałam fanty i znowu zaczęłam szukać miejsca gdzie mogłabym przeskoczyć, nie wpadając do strumyka.

Usłyszałam jakieś głosy i spojrzałam w lewo, jacyś dwaj robotnicy w kombinezonach pracowali przy tym kanale, stali i chyba gadali coś o mnie. Stwierdziłam że jeszcze raz spróbuje, owoce wrzuciłam na górę, a sama rozpędziłam się i złapałam szczytu, ale już wiedziałam że nie dam rady wciągnąć ciężaru swojego ciała, więc puściłam się i poszłam rowem w stronę robotników.

Oni coś tam cały czas komentowali, pomyślałam że jestem mokra, ale okazało się że spodnie mam suche. Już miałam zapytać gdzie tu jest jakieś wyjście, jak zobaczyłam takie łagodne zejście do tego rowu wyłożone takimi betonowymi płytami jak plastry miodu. Minęłam ich i udałam się w do niego, za plecami słyszałam jakieś robotnicze podśmiechujki, ale stwierdziłam że olewam.