Klasztor w San-sil ( Senlis) – Zapis 221
Sen z 03.04.2021
(w pierwszym śnie mignął mi biały koń, tuliłam twarz do jego głowy)
Byłam w w jakimś kompleksie klasztornym, stałam w jakiejś komnacie z niesamowicie wysokim sufitem. Niby nie mogłam z niej wychodzić, ale przyszedł „Papież” i powiedział że później coś mi przyniesie, czy co….
No więc sobie wyszłam. Na dziedzińcu dzieci rzucały w siebie kamieniami, na środku były jakieś angielskie ogrody, a dookoła dziedzińca zabudowania z gastronomią i inną komercją.
Weszłam do budynku po lewej. Na ziemi stały poustawiane butelki z perfumami, ale wielkie jak amfory. Szkło miało łączenie z metalami, srebrem czy platyną i dodatkowo jakieś ozdoby ale nie było etykiet i nazw.
Pomyślałam: Chce!!
Z tyłu byli jacyś ludzie, ale nawet nie zwrócili na mnie uwagi, wyszłam z tego pomieszczenia i postanowiłam się przejść.
Jak przechodziłam przez dziedziniec, to pomyślałam że mogę dostać kamieniem w głowę, ale nikt już nie rzucał. Chciałam podpiąć się do jakiejś grupy wycieczkowej i zwiedzać razem z nimi ten kompleks, ale stwierdziłam że to nieuczciwe i chodziłam sama.
Zaczęłam już wychodzić z tej zabudowy, gastronomie które widziałam po lewej nagle znikły. Ja szłam wtedy już czarnym asfaltem. Po prawej teraz była zabudowa i ogrodzenia, a po lewej nic, tylko przepaść. Droga była oblodzona i to wtedy „przyszło” do mnie, że jestem w Senlis ( ale w myślach kołacze mi Sansil). Mam znajomego który tam mieszka, Dariusza.
Było strasznie ślisko i pomyślałam że Francuzi w takich warunkach w ogóle nie jeżdżą do pracy, bo nie mają opon zimowych. Wtedy zobaczyłam że z naprzeciwka jedzie pług śnieży i odwala cały ten lód z wodą na lewo, czyli w moją stronę.
Obudziłam się jak poczułam pierwsze krople wody na sobie, w pozycji na plecach, nogi lekko rozstawione i ręce mocno oparte na biodrach, wyjątkowo mocno.