1111111 – Zapis 643
Sen z 09.12.2023
Byłam w New Jersey. Niby z moją rodzina, ale ta rodzina była o wiele większa i połowy nie kojarzyłam. Mieszkaliśmy jak na starej farmie w jakimś pustynnym miasteczku i to mi najbardziej nie grało. Jak tam byłam na żywo inaczej zapamiętałam całą zabudowę. No, ale stwierdziłam że tylko patrzę, a nie komentuję.
Ktoś miał nas zaatakować, bo jakoś sie dziwnie zrobiło. Popłoch i w ogóle. Chciałam zakład jakieś zasłony na okna, bo były tylko żaluzje. Z zasłonami można było niezauważonym podglądać co się dzieje na zewnątrz. Weszłam na piętrowy podest i dostałam się do szafy mieszkanki domu. Chciałam od niej jej sukienki. Droczyłam się przymierzając jej kreacje. Ale tak naprawdę niczego bym nie wzięła, bo wszystko było na mnie za małe, szczególnie w biuście.
Poszłam do miasteczka zamarynować mięso. Ustawiłam sie na jakimś stanowisku jak na arabskim bazarze i dolałam do misy jakąś marynatę. Po prawej i po lewej też byli jacyś mężczyźni. W trójkę pracowaliśmy jak na stanowisku. Nawet pokazali mi taką półkę na której mogłam te dramstiki spokojnie wymieszać.
Przeszłam do jakiegoś straganu, bo zobaczyłam na nim rolkę woreczków foliowych. Urwałam jeden na to mięso. Woreczek był inny niż u nas. Pracuje na żywo u producenta folii, więc zaczęłam go uważnie oglądać. Był długi jak na chleb i miał inny skład niż te które kojarzę na żywo. Prawdopodobnie Hadep, ale jakiś inny. Mocniejszy, bardziej szeleszczący i ogólnie takie porządne sprawiał wrażenie. Stwierdziłam, że zabieram go do Polski pokazać jaką tu robią folię.
Jakiś Hindus się do mnie przyczepił. Powiedział po angielsku że jego znajomi chcą mnie oglądnąć. Nie poszłam z nim, bo zrozumiałam że są w jakimś pomieszczeniu i nie chciałam narażać się na niebezpieczeństwo. Minęło mnie dwóch Mężczyzn w tłumie. Mówili po polsku do siebie. Słuchałam ich rozbawiana, bo chyba ” kurwa” przewinęła się jak zwykle w dialogu.
Straciłam orientacje, ale wyciągnęłam telefon i odszukałam adres na Garfieldzie jaki przesłała mi bratowa. Weszłam w jakąś budowle jak na bliskim wschodzie i szłam jakby zabudową świątynną. Po prawej były sklepy jak w pasażu handlowym. Chciałam wejść ale wydawało mi się, że to arabskie dewocjonalia. Jakoś to modlitewnie zaczęło wyglądać. Kobieta zza lady zaczęła mi się przyglądać. Akurat ze stoiska z tkaninami i słodyczami. Stwierdziłam, że wracam, zaczęłam szukać darmowego internetu żeby ustalić swoją lokalizacje i wtedy zobaczyła 7 jedynek.
W jednej linii 1111111.